Świat ostatnio wydaje się piękniejszy, może przez ten śnieg, a może przez to, że jest mi wszystko jedno? Obojętność jak tło, przybrała barwę lustra, w którym odbija się drzewo, chmury i kos, co przycupnął na hałdzie pod sklepem spożywczym.
A gdy zamykam powieki, wybucha pomarańcz i błękit, kolory piór Feniksa.
Pisarze umierają powoli. Nie to, co gwiazdy rocka. Zamiast złotego strzału: operacje, worki, kroplówki i szeleszczące blistry przy łóżku. Nic, że pióro sprawne. Taki Pilch napisałby przecież niejeden chwytający za serce tekst piosenki dla niejednego narwanego w podskokach ku gardzieli śmierci gwiazdora. Z lekkością swojej rozedrganej parkinsonem ręki. A jednak świat porzuca geniusz i pozwala mu się rozpłynąć w nicość.
A geniusz każdego mozolnego dnia swojego zmordowanego życia daje światu kolejną szansę.
Postanowienia noworoczne należy wdrażać w lutym. Najprędzej! Bo ogólnie (jak sama ich nazwa wskazuje) zupełnie legalnie można je inicjować w każdym momencie nowego roku.
Tymczasem muzyka, taniec i w to mi graj, piękny Cyganie!
Kocham siebie za pamiętnik. Pomysł, który przychodzi w dzieciństwie (napisy na całą stronę! opalanie brzegów! wklejanie opakowań po czekoladzie!) robi mi w życiu furorę.
Dzieje z dziś:
Dostaję sms. Długi i źle napisany. Ok, nie oceniam. Budzący zastrzeżenia w kwestii poprawności stylistycznej. Oraz gramatycznej. Oraz prawnej.
Treść jest zawiła, o coś chodzi z imieniem. Padają nazwiska osób o tym imieniu, niby że autorytetów: 1. nie znam, 2. nie znam, 3. piosenkarki, której nie znam. I, jak podejrzewam, pojęcia nie ma, że jej dane pojawiają się w tym esemesie.
Dalej leci, że jestem najważniejsza. Wśród nich. Tych autorytetów. Choć wcale się tak nie nazywam.
Mam na imię Noemi I nikt tego nie zmieni Poza Bogiem Ha!
Fajna chwila. Gdy się zgadzam na to, żeby nic nie robić. Owszem, jest protest, ale bezskuteczny. Jedyne co, to nawałnica myśli: a może to, a może tamto?!
Ciało niewzruszone jednak ani drgnie, więc sorry. Śliwka w czekoladzie najwyżej. A to akurat pod ręką.
Pociąg zatrzymuje się w Korszach, diabli wiedzą czemu. Zmiana lokomotywy, zmiana trasy, węgiel skradli? Niektórzy wychodzą na fajkę, inni się boją, że nie zdążą.
Zima, koła oblodzone, w przedziale mróz. Zawijam się w kożuch, zapadam się w zapach, odcinam od reszty świata.
Oczy spuchnięte, łzy na szczęście zamarzają, bo byłby potop. Płacz to mój problem, trudno go ukryć, trudno opanować, a wszystkich drażni. Tymczasem mam powód. Mianowicie z całych sił się staram, żeby mnie ktoś zaakceptował, wciąż muszę, jak w tej piosence: być taka, nie być taka, być taka, nie być taka… A pociąg stoi. Długo stoi. Wiele długich lat. A ja wciąż NIE TAKA. Czy to aby na pewno mój pociąg?
Gdy wreszcie słyszę ten gwizd Pierdolę Wychodzę Kartonik biletu wyrzucam po drodze Jedyne, co muszę, to żyć