Czekam na koniec tego miesiąca z upragnieniem godnym refleksji. Czy chodzi o zimę, której dedykowany jest styczeń, jakoby luty miał przynieść zrazu wiosnę? Czy może tkwi w tym oczekiwaniu nadzieja na kres:
- Epidemicznej maskarady?
- Żywota Baby z góry?
- Świata?!
Wyglądając apokalipsy, codziennie chodzę do lasu. Mam tam swoją polanę na wzgórzu, skąd widać wieżę kościoła. I choć to blisko miasta, ostatnio słyszę kruka. Zadzieram głowę, a ten krąży nade mną prezentując ogromne, czarne skrzydła. Nagle kieruje swój lot w stronę sterczącego z wieży krzyża. Ląduje na nim. I śpiewa żałobną pieśń.
Z chrześcijańskich mądrości można się dowiedzieć, że kruk na wierzchołku domu zwiastuje temu domowi rychłą śmierć.
To ma sens.