Nie chodzi tylko o to, że pojawia się rekin. Wszak towarzyszy od zawsze. Swą nieobecnością, rzecz jasna. Choć, faktycznie, większość czasu go nie ma, to jednak niezaprzeczalnie JEST. Przenika, budzi, nachodzi. Każe tęsknić. A potem…
Żeby tylko zjadł, pożarł, zabił. Pół biedy. Ale nie.
On się lubi pastwić, szarpać i znęcać.
A więc się znęca i bada.
Czy ofiara krwawi?
Czy nie pomóc aby?
Bandaż podać, opatrzyć?
I nagle trach, szast-prast, szczęki dwa
Wypełnia rekinim DE EN A.
Niepojęte zmysły zaczynają działać. Węch węszący z innego oceanu. I ten wyczulony na ruch, zryw, kierunek, atak. Trach, szast-prast, szczęki dwa. Ulalala…
Linia boczna. Szósty zmysł. Dobrze jest mieć coś na boku. Czuć na odległość dotyk.
Rekin jest w ciągłym ruchu. Nie zatrzymuje się nigdy. Gdy się zatrzyma, choć to brzmi kuriozalnie: tonie.
PS. Podobno ten gatunek jest starszy od dinozaurów. Długo sobie radzi. Aż do wynalezienia zupy.
PS2. Czy rekin może być piękny? Nie może być. Jest.