Krew jest łatwopalna jak benzyna. Wystarczy ją podgrzać do temperatury zmiennocieplnej. I wybucha. Tymczasem wicher wieje, roznosi pożary po świecie. Próżny alert.
Najłatwiej płoną twardziele. Ich zbity w gęstą masę smutek ma ładunek milion ton trotylu. Drzemie jak magma w zakamarkach żył, czeka na iskrę. I nagle bum, wyzwala się stłamszona energia i najlepiej by było, gdyby dźwięk przestał istnieć, bo przecież zaraz rozniesie ten świat.
Płacz w parku Kuźniczki. Twoje rany krzyczą. Leje się płonąca krew po ulicach Wrzeszcza. Ciszej, policja, szepczę ci do ucha. NO I CHUJ, NO I CHUJ, JEBAĆ ICH!, eksplodują słowa. Rozpacz opowiada wszystko, nic mi więcej nie trzeba. Tulę, uspokajam, kocham.
Niech płonie.
